Lena Murawska = content manager i blog ekspert. Umiem i lubię pomagać firmom w prowadzeniu sklepów internetowych i blogów. Skąd się wzięłam? Jaka jestem zawodowo? Kim jestem poza pracą?
Poniżej opisałam swoją historię.
70% moich odbiorców ceni mnie najbardziej za szczerość.
Na konkrecie i autentyczności opieram swoje działania biznesowe.
Chcę, żeby Klient znał mnie także jako człowieka, nie tylko specjalistę, ponieważ sprzyja to dokonaniu wyboru oferty i wzajemnemu zrozumieniu.
Co robię obecnie?
[09.2021 i trwa] – założyłam Atelier Publikacji, będące esencją moich dotychczasowych działań zawodowych; pod tą markę chcę prowadzić docelowo 4 projekty wspomagane sklepami internetowymi:
- Retro Rodzinka – familijny projekt budowany na wspomnieniach i pomysłach na organizację czasu rodziny,
- Praca dla mamy – kontynuacja projektu dla mam aktywnych zawodowo zaczętego w 2017 roku,
- Mama Murawska – roboczo 365 spraw mamy, rozszerzenie projektu dla mam o stylu życia i wszechogarnianiu,
- Blog firmowy – tu chcę zbierać doświadczenia z powyższych.
[2020 i trwa] Wróciłam na dobrze znane mi pole freelancerskie, zajmując się:
- prowadzeniem blogów firmowych,
- przygotowywaniem opisów produktów wraz z obsługa panelu administracyjnego,
- przygotowywaniem treści postów do social mediów
[2018 – 2020] Pracuję na część etatu dla firmy z branży łazienkowej jako content manager.
Do moich zadań należy:
- przygotowywanie treści do sklepu internetowego,
- prowadzenie bloga firmy,
- aktualizowanie mediów społecznościowych kluczowych dla marki,
- zarządzanie wybranymi działaniami e-marketingowymi.
Content – to lubię!
Wspieram sklepy internetowe i blogi firmowe w różnym stanie i różnych autorów. Niektóre jeszcze przed startem. Inne po zastoju. Jeszcze inne bardzo lotne, ale bez dalszych koncepcji.
Znam się na SEO i RODO. Umiem w przystępny sposób tłumaczyć niuanse sprzedażowe rzeczywistości internetowej. Motywuję do działania. Moje rady i tworzony lub superwizowany przeze mnie content wpływają na wzrost zysków marek ze mną współpracujących.
MOJE MOTTO contentowe
Moja historia w internetach
Na początek muszę rzucić slogan: To długa historia! Bowiem autentycznie jestem w świecie internetu od 1997 roku, czyli od 14. roku życia. To były pamiętne wakacje, diagnoza choroby mojej mamy, w efekcie rezygnacja rodziny z wakacyjnego wyjazdu. Moim sposobem na nudę okazał się… internet.
1. Autorka stron internetowych
Od czasów podstawówki marzyłam o pisaniu, a właściwie inaczej – pisałam! Interesowałam się dziennikarstwem. Prowadziłam szkolną gazetkę. Tworzyłam wiersze. Wpadłam na pomysł, aby je opublikować i w ten sposób trafiłam na program Pajączek. Pozwalał on intuicyjnie i samodzielnie tworzyć podstawowe strony www w języku HTML.
Najpierw powstała strona z wierszami. Potem bardzo chciałam mieć stronę o sobie szukając różnych ciekawych pseudonimów. Postanowiłam stworzyć i prowadzić witrynę dla organizacji pozarządowej, z którą współpracowałam. Tak znalazły się kolejne NGO-sy zainteresowane zaistnieniem w internecie. Nabierając odwagi, zaproponowałam pomoc firmie, która mnie zatrudniała i znajomym mikro firmom.
Co dało mi tworzenie stron www?
- potrafię sama operować w kodzie HTML, co przydaje się przy licznych drobnych zmianach na blogach,
- rozumiem wkład pracy webmasterów i administratorów serwerów, ale zarazem trafnie rozpoznaje naciągaczy…
- to były moje pierwsze doświadczenia związane z oferowaniem swoich usług i z zadowoleniem odbiorców.
Największy sukces – www o wolontariacie
Decyduję się na założenie strony o wolontariacie z wykorzystaniem serwisu, który udostępnia swoją domenę pod subdomeny za darmo.
Jestem wówczas koordynatorem grupy wolontariuszy w organizacji pozarządowej. Jest to moja pasja i zajęcie dodatkowe poza szkołą. Zagadnienia stowarzyszeń i fundacji nie są jeszcze w Polsce tak skrupulatnie skodyfikowane, jak dzisiaj. Gro wiedzy, też szkoleniowej, to zwyczajnie doświadczenia praktyczne i wymiana metod między osobami zaangażowanymi. Jednym słowem – nisza.
Pisuję na ten swój wortal (wortal – serwis na jeden temat – tu wolontariat). Robię dział ogłoszeń, wszystko dodawane własnoręcznie w treści plików z użyciem kodu HTML. Bieżąca aktualizacja, gdy pojawiały się pytania od czytelników lub pojawiały nowe okoliczności w moim funkcjonowaniu z wolontariuszami. Po 2 miesiącach mój mały dłubany serwis tematyczny, wyprzedza strony rządowe powiązane z organizacjami pozarządowymi, ba! nawet serwis największej polskiej organizacji wolontariackiej. Jestem w czołówkach wyników wyszukiwania, adres mojej strony jest podawany jako specjalistyczne i przydatne źródło informacji w broszurach, i drukowanych, i elektronicznych. Mam sukces, choć dla mnie celem była działalność informacyjna, a nie zdobywanie wyników.
2. Lena Murawska, dziennikarka internetowa
Na tej płaszczyźnie zrobiłam najszybszą karierę. Nie myl jednak kariery z zarabianiem. Przez małe pieniądze w porównaniu do formuły pracy – zrezygnowałam, ALE…
Zaczęłam jako członek zespołu w serwisie informacyjnym związanym z Bydgoszczą, po śmierci jego właściciela. Po około roku byłam już redaktor naczelną i tworzyłam własny zespół reporterski, który w szczytowej formie liczył 30 osób, był podzielony na działy, a działy tematyczne miały swoich szefów.
Gdy jedną noga byłam już poza ta pracą (z wiadomych przyczyn), założyłam swój portal informacyjny o dzielnicy, w której mieszkam, a z czasem dołączyło do niego dwumiasto (Bydgoszcz & Toruń). Tutaj poznałam, co znaczy być naczelną na swoim, oraz jakie obowiązki ma wydawca. Redakcja się rozrastała, materiały były, jednak ciągle nie udawało się znaleźć nikogo, kto byłby przedstawicielem handlowym. Mimo bycia wydawcą, w momencie, gdy budżet zanadto się skurczył – zrezygnowałam z obu inicjatyw.
Co dała mi praca w redakcji i bycie wydawcą?
- zrozumiałam, że jedna osoba nie jest w stanie zrobić wszystkiego,
- zobaczyłam jaką wytrzymałość psychiczną trzeba mieć, by zmierzyć się z pracą dziennikarza i brać odpowiedzialność za swoje słowa,
- doświadczyłam, że praca wynikająca z pasji, nie musi przynosić pieniędzy mimo szczerych chęci ku temu,
- zweryfikowałam swoje wyobrażenie o dziennikarstwie, jako działalności obiektywnej. Z roku na rok widzę, że by zaistnieć w mediach najlepiej opowiedzieć się po jednej ze stron, a czym bardziej wyraziste poglądy, tym lepiej.
3. Ogólnopolski kwartalnik
To nie jest działanie w internecie, ale bardzo je sobie cenię.
1997 rok był przełomowy w moim domu rodzinnym ze względu na zdiagnozowanie u mamy choroby Parkinsona. Jako pielęgniarka będąca świadoma, z czym wiąże się choroba. Jest postępująca i nieuleczalna. Wobec tego zaangażowała się w działalność społeczną, by uniknąć depresji wywołanej diagnozą. Weszła w wojewódzkie struktury stowarzyszenia osób z chorobą Parkinsona, a po kilku latach oddzieliła Bydgoszcz, tworząc samodzielną organizację. Choć wielu oskarżało nas o nepotyzm, to moje bycie asystentką zarządu, było po ludzku wygodne – byłam pod ręką, miałam chęci i umiejętności kreatywno-pisarskie.
Nie zgadniesz co robiłam dla NGO-sa?… Krótko mówiąc – pisałam! Prowadziłam stronę internetową, pisałam wnioski o dofinansowanie, pomagałam w ich rozliczaniu. Zajęło mi to 15 lat, z czego 8 wiązało się z dodatkowym zadaniem – pisaniem do, a potem decydowaniem o kwartalniku dla parkinsoników. Początkowo naszym, a potem dostrzeżonym przez firmę farmaceutyczną. Zmiany możliwości wydawniczych widać gołym okiem. W szczytowym momencie nakład wynosił 20 tys. egz. Udało się napisać wniosek o dofinansowanie, by czasopismo znalazło się w 1000 polskich bibliotek. Prenumerowało je 200 adresatów. Wystarczyło, że przesłali koperty i znaczek na rok.
Praca ta przyniosła mi publikację w lokalnej gazecie. Mam wycinek do dziś. To takie moje małe spełnione marzenie, by o tym co robię, pisały media.
Czego nauczyłam się w NGO?
- zobaczyłam, że wartościowa praca zawsze zostanie dostrzeżona i doceniona,
- że warto pokazywać ludziom efekty pracy, której jesteśmy pewni, że to dobra robota,
- bardziej prywatnie, że praca wolontariusza jest dobra na etapy w życiu typu studia, emerytura. Gdy jest się w wieku produkcyjnym, lepiej postawić na pracę zarobkową.
- że niejeden będzie chciał zgarnąć dla siebie, lub naśladować moją tzw. świetną robotę.
4. Blogerka Lena Murawska
Gdzieś między robieniem stron internetowych a wydawaniem własnego internetowego serwisu informacyjnego, zaczęłam pisać blogi. Początki tej przygody związane z są z platformą blogową Onetu, a potem blog.pl. Niestety, co założyłam, to po jakimś czasie zamknęłam. Moje pisanie związane było z zainteresowaniami, a jako zodiakalny bliźniak miałam ich sporo, i równie szybko je zmieniałam. Zmianę przyniósł dopiero rok 2012.
Tego roku w kwietniu zostałam mamą, a dokładnie 26 marca opublikowałam pierwszy wpis pod własnym adresem, na własnym serwerze. Dotyczył spoglądania w przyszłość zza wielkiego brzucha.
Tak, jestem blogującą mamą. Z definicji jest ich wiele, jednak ja uparcie robię wszystko, co przyjdzie mi do głowy, by pokazać, że jednak (przepraszam inne mamy blogerki) – jestem wyjątkowa i to nie tylko z powodu, jaki opisałam w poniższych ciekawostkach…
Mocne doświadczenie
Nigdy nie ukrywałam tego, że założenie bloga to rodzaj autoterapii, pozwalającej wyżalić się na macierzyńskie trudności i nabierać dystansu do nowej rzeczywistości. Pierwszy adres zmiotłam z internetu po 2 latach dość wytężonej pracy. Powodem był hejter znający moją rodzinę i mający ubaw z nadinterpretowania moich napisanych słów.
Od razu przeniosłam treści pod nowy adres i kontynuowałam pracę. Ból był jednak ogromny, ponieważ nie mogłam ustawić przekierowania, by natręt nie nękał nas ponownie. Zatem cały dorobek, oglądalność, fan page, wszelkie znaki tworzące ścieżkę do nowych działań – w jednym momencie zniknęły. To były te czasy, kiedy dużo łatwiej budowało się zasięg i zaangażowanie czytelników, niż dziś.
mama-m.pl
Od zawsze, podobnie do swojej mamy, chciałam łączyć macierzyństwo z pracą zawodową.
Ponadto:
- miałam potrzebę systematycznego publikowania, a nie zawsze czas na tworzenie treści,
- chciałam wzmocnić wiarę w siebie oraz przekonanie o słuszności aktywności zawodowej innych mam i swoją.
To geneza cyklu wpisów gościnnych, pt. Praca dla mamy z 2017 roku. Zebrałam w nim 50+ historii mam freelancerek. Być może od czasu do czasu będę do niego wracać.
Co dał mi fakt bycia blogerką?
- kolosalną ilość wiedzy praktycznej,
- ogrom własnych case study,
- spełnienie zawodowe,
- dodatkowy dochód, pozwalający zarobić mimo chorób dzieci i w elastycznym wymiarze czasu pracy,
- poznanie problemów blogerów od środka,
- większe zrozumienie dla drugiego blogera,
- grubą skórę i potwierdzenie faktu, że nie da rady wszystkich zadowolić, co więcej – nie ma sensu tego robić.
3 prawdopodobnie najciekawsze prywatne ciekawostki
Moje panieńskie nazwisko słowotwórczo pochodzi od drewna. Nazwisko po mężu już znasz – pochodzi od muru. W związku z tym mój małżonek mawia, że zastał mnie drewnianą, a (…) murowaną…
Lena Murawska jako osoba pojawiła się w internecie zaraz po swoim ślubie. Gdy większość kobiet zmienia w społecznościach nazwiska, ja zmieniłam i nazwisko, i… imię. W dowodzie jestem Magdaleną.
Jestem mamą dwójki dzieci, które urodziły się tego samego dnia, tego samego miesiąca, ale w odstępie 2 lat i 35 minut… Czuję się dzięki temu wyjątkowa, choć nie lubię, gdy na 1 dzień przypadają 2 okazje…
Uff! Jesteś aż tu?! Dziękuję Ci za uwagę! Zapraszam do współpracy
Lena Murawska
2 komentarze